Moja praca - moja pasja
To miał być całkiem inny wpis…
Zbierałem się do tego ruchu parę ładnych lat. Zawsze brakowało czasu… a może brakowało impulsu. W moim życiu większość ważnych rzeczy dzieje się pod wpływem impulsu – jak to kiedyś napisałem: ten mały przeskok jonów w błonie komórkowej neuronów jest zawsze decydujący. Urasta to potem do pomysłu, który zaczyna siedzieć w głowie i uporczywie domaga się realizacji…
Tak też jest w tym przypadku.
W którymś momencie mojego życia tzw. zawodowego życia spostrzegłem, że mimo stresu z tym związanego, podoba mi się gadanie do ludzi na tematy żywieniowe – w końcu zdecydowałem się na kierunek studiów ten a nie inny. Pasjonuje mnie wręcz zawiłość procesów i ten ostateczny wniosek, że najważniejsze są dobre podstawy, baza, na której oparta jest dieta – chociaż to słowo też ma wiele znaczeń…trochę zapominamy, że sżś dwie dziedziny: żywienie i dietetyka.
Ciekawią mnie wszystkie tematy związane z żywieniem, dietetyką, uwarunkowaniami epigenetycznymi, wpływem czynników takich jak „te cudowne substancje”, którym chcielibyśmy przypisać cudowną moc uzdrowienia. Moje wykłady i zajęcia ze studentami niestety pełne są dygresji, ścieżek, w które moim zdaniem muszę wejść, żeby coś wytłumaczyć – czy to dobrze, nie wiem, chciałbym wierzyć, że zaciekawiam, intryguję, dostrzegam drugą stronę, próbuję zrozumieć i głośno prowadzić dyskusję (pamiętam swój wykład, na którym włączyłem studentom przekaz Pana Zięby i przerywając go odnosiłem się do każdego zdania przez niego wypowiedzianego). Tak postrzegam swoją rolę edukatora…
Ta strona powstała chyba dlatego, że brakowało mi miejsca, gdzie mógłbym umieszczać swoje przemyślenia – prawdopodobnie będą długie, związane z tematyką żywieniową – chyba poprzestanę na żywieniu psów i kotów. Żywienie człowieka rządzi się innymi prawami – jesteśmy w stanie sami odpowiedzialnie dobrać swój model żywienia, zauważyć i opisać doznania z nim związane –sami jesteśmy za siebie odpowiedzialni. Dieta człowieka jest bezpośrednio związana z psychiką – jako osoba mająca potworne problemy z samoakceptacją własnej masy ciała, zmiennej, trudnej do ujarzmienia i tak zależnej od nastroju… wiem jak wiele czynników w ostateczności „rzeźbi” moje ciało.
W przypadku żywienia psów i kotów to my opiekunowie mamy decydujący wpływ na to co ląduje w ich miskach, w jakich ilościach. Włączamy nasze własne: umiejętności, przekonania, wiedzę, zaufanie do jakości surowców, produktów i chyba najważniejsze: ufność do… czegoś, kogoś.
Nie tak miał wyglądać wpis nr 1. Miał być teoretyczną rozprawką na temat wykorzystania probiotyków w dietoterapii chorób psów i kotów. Temat z mojego punktu widzenia bardzo ważny. Ale stwierdziłem, że na początku przedstawię swój pogląd na żywienie psów i kotów – tak ogólnie.
Zacznę od tego, że nigdy nie przypuszczałbym, że jest to tak trudny temat. Trudny nie ze względu na zagadnienie czysto żywieniowe, ale trudny ze względu na emocje jemu towarzyszące. Czasami zastanawiam się czy warto poświęcać swój wewnętrzny spokój – ale napiszę to: warto.
Uwielbiam te godziny przegadane z opiekunami, zarówno te w czasie konsultacji gabinetowych, jak i telefonicznych. Jedne i drugie rządzą się swoimi prawami. Pierwsze są bardziej intymne (nie boją się tego napisać, dają możliwość otwarcia się i dają szansę na budowanie zaufania), drugie są treściwsze i bardziej skondensowane. Rozmowa, tłumaczenie wybranej metody żywienia, czasami mnóstwo tematów wydać się może pobocznych, ale jakże ważnych. Czasami staję przed koniecznością konfrontacji z treściami nie do końca słusznymi – i żeby było jasne to też jest moja praca. Czasami nawet fajnie wejść w takie buty i na zasadzie konfrontacji opowiedzieć jak to rzeczywiście jest. A że żywienia i dietetyka to nie kolory biało-czarne tylko odcienie szarości czasami wizyty trwają trochę dłużej. I dlatego po takich konsultacjach mimo zmęczenia mogę napisać: kocham tę robotę. Potem jeszcze opisać i pozostać w kontakcie.
Obecnie dzięki swobodnemu, aczkolwiek niekomfortowemu poprzez nieograniczoność, dostępowi do Internetu i możliwość wyrażania swoich poglądów, opiekunowie psów i kotów mają dostęp do licznych treści związanych z rożnymi teoriami odnośnie metod żywienia, surowców, dodatków itp. Mam wrażenie, że gdybyśmy komunikowali się wyłącznie poprzez kontakty bezpośrednie, wiele z tych treści nie zaistniałaby w przestrzeni publicznej a emocje byłyby na znacznie niższym poziomie. Bo czy o żywieniu można rozmawiać spokojnie i rzeczowo? W idealnym świecie wszystkie opinie miałyby możliwość wybrzmieć i być przedyskutowanymi – obiektywnie, ze wskazaniem wad, słabych punktów, ale także ze wskazaniem tych aspektów, które warto poprawić. Czy to idealistyczne? Myślę, że tak. Przecież nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktoś mógłby coś głosić, namawiać do czegoś bez świadomości pracy idealistycznej. Problem polega wyłącznie na tym, że im mniej ze sobą dyskutujemy tym bardziej się okopujemy. Ale, żeby ze sobą rozmawiać, żeby się słyszeć należy bazować na tych samych teoretycznych podstawach… wtedy rozmowa pozbawiona jest emocji a oparta na dyskutowaniu faktów.
Pamiętam jak lata temu na pierwszym moim ważniejszym wydarzeniu – konferencji dla lekarzy weterynarii, mówiłem o zbilansowanej diecie domowej dla psów. O tym, że się da, że warto spróbować, że opierając ją na surowcach minimalnie przetworzonych zarówno urozmaicamy dietę psa, jak i ograniczamy konieczność dodawania syntetycznych dodatków. Wtedy było ciężko – pozdrawiam szczególnie jedną z osób, która nie oszczędzając mnie twierdziła, że to utopijny pomysł – bo komu będzie się chciało gotować dla psa. I jednak tych chcących jest duża, bardzo duża grupa. Ważna jest tylko edukacja, żeby robić to świadomie, z głową i jednocześnie w sposób, który nie będzie codziennym „poświęceniem” – jak każde poświęcenie kiedyś będzie prowadziło do frustracji. Więc tak, jestem zdecydowanym zwolennikiem diety domowej gotowanej. A jeżeli nie ten model to … pozostają mokre karmy komercyjne. I tutaj się zaczyna. Co wybrać? Jakie są wyznaczniki jakości? Tutaj pole do działania, edukacji i nie tylko opiekunów, ale także producentów. To na ich barkach spoczywa odpowiedzialność nie tylko za jakość – tę muszą bezwzględnie trzymać, ale także za kreowanie trendów. Jedne z nich to „zero waste” ale odpowiedzialne „zero waste”, wykorzystanie zamienników, ale normalnych zmienników, włączanie społecznej odpowiedzialności itp.
Znam przynajmniej jednego fajnego Producenta, któremu udaje się wszystkie te elementy łączyć…
Jeżeli nie dieta domowa, karmy mokre to pozostają… oczywiście karmy suche. W wielu miejscach, przy wielu okazjach przedstawiałem swoje stanowisko w tym temacie.
Bez względu na model żywienia, dbajmy o urozmaicenie codziennej diety psa – i proszę… i już tutaj kolejna dygresja. Bo co to znaczy? Dla mnie urozmaicenie to nieprzesadne wykorzystywanie różnych surowców i dodatków. Im więcej nie znaczy, że bardziej kochamy.
Wiem, że dla wielu z Czytających znudzi smętny wywód, ale zwracam się z prośbą do wszystkich o spokojną i rzeczową dyskusję. Wykorzystujmy każdą możliwą okazję do edukacji opartej na wiedzy i dowodach naukowych – poniżej odniosę się do tego co mam myśli, a spotykając się prowadźmy dyskusję. Cel jest jeden: zapewnienie opieki żywieniowej zdrowych i chorym psiakom i kociakom. Chyba, że moja hipoteza jest błędna? Zakładam, że nie.
Co do tych dowodów. Całkiem niedawno podstawę wiedzy na temat żywienia zdrowych i chorych organizmów (człowiek, pies, kot, zwierzęta gospodarskie) zdobywało się z podręczników, ale po wcześniejszej ostrej – za moich czasów, selekcji na takich przedmiotach jak biochemia, chemia, fizjologia. Dopiero mając wiedzę z tych przedmiotów można było oceniać – tak to ładnie brzmi – fizjologiczne i biochemiczne podstawy postępowania żywieniowego zdrowych i chorych. Obecnie nadal ten schemat obowiązuje. Ale dodatkowo mamy swobodny dostęp do danych literaturowych, wyników badań – badań bardzo dobrych, dobrych i pozostałych. Nie boję się napisać, że jestem w stanie znaleźć wyniki badań (pojedynczych, metaanaliz), które będą w opozycji do najdziwniejszej tezy, ale także takie, która przy naiwności czytelnika taką tezę mogą potwierdzać. Nie robię tego w celu polaryzacji opinii, ale tak wygląda dzisiejsza „baza” badań – dużo zależy od założenia samego pomysłu na badania. „Siedząc” w badaniach naukowych prowadzonych na modelach zwierzęcych od właściwie lat 22 (Boże, jak to zleciało) śmiało mogę napisać, że mnie to nie dziwi. Zanim będziemy wyciągać rewolucyjne tezy pomyślmy, poczytajmy albo jaśniej wysyłajmy w świat komunikaty. Wiem, czasy są takie, że przebijają się wyłącznie krótkie, chwytliwe hasła (antytezą tej tezy jest czytany przez Was wpis), ale tym bardziej takie hasła muszą być poparte dużą ilością przeczytanych badań, znajomości biochemii przemian itp. Chyba, że celem jest instagramowy lans – to wtedy ten wpis nie jest dla Ciebie – drogi Czytaczu moich treści.
Może będzie kiedyś takie miejsce, gdzie toczyć się będzie nie tylko akademicka dyskusja, której efekty będą wspierały opiekunów psów i kotów.
Ja mogę tylko obiecać, że całkiem niedługo wsparci wspólnymi siłami, pełni chęci, z głowami pełnymi pomysłów będziemy robić swoje. Skoro liczba mnoga to znaczy, że fajna grupka zapaleńców zacznie działać.
Ja z pewnością chciałbym zacząć traktować tę stronę także jako sposób na wygadanie się – oczywiście nie ukrywam, że także jest to sposób na kontaktowanie się ze mną.
Chcę się udzielać i mieć aktywny wpływ na świadomość opiekunów.
Sam jestem ciekawy, kiedy pojawi się wpis o probiotykach.